Grafika: Laliga.com
Cofnijmy się wspomnieniami o półtora roku, kiedy to media z niepokojem wyczekiwały momentu, w którym zdiagnozowany zostanie pierwszy przypadek COVID-19 w naszym kraju. Przez krótki czas cieszyliśmy się, że udaje się tego uniknąć, aż nadszedł czwarty dzień miesiąca, a dalej poszło już jak po sznurku. W Hiszpanii pandemia rozpoczęła się pod koniec stycznia 2020, a więc 33 dni wcześniej niż w Polsce, lecz mimo to w tym okresie piłka nożna wyglądała jeszcze po staremu. Nie było żadnych ograniczeń dotyczącej liczby widzów na stadionie - poza pojemnością stadionów oczywiście, a trenerzy mogli dopuszczać się tylko trzech zmian w trakcie meczu. Od czerwca 2020 zaś można zmieniać nawet 5 zawodników - pamiętajmy, że to też reforma, do której nie doszłoby gdyby nie pandemia, a na pewno nie stałoby się to tak wcześnie.
Tak się składa, że o pierwszym przypadku zakażenia wirusem SARS-CoV-2 w naszym kraju poinformowano nas 4 marca 2020 roku przed południem. Miało to miejsce 2,5 doby po tym, jak nasza drużyna rozegrała ostatni mecz na Santiago Bernabéu. Tym ostatnim meczem był Klasyk wygrany 2-0 po golach Viníciusa Júniora i Mariano.
W piłkarskim świecie są to czasy dość zamierzchłe. To 2% naszego życia, w którym nie mogliśmy cieszyć się grą Realu Madryt na Santiago Bernabéu ze względu na wspomnianego wirusa. Mamy nadzieję, że z każdym miesiącem będziemy bliżej całkowitej normalności, aż w końcu wróci stan, w którym żyliśmy 19 miesięcy temu. Kiedy wreszcie to nastąpi, tego niestety nie wiemy. Póki co cieszyć się pozostaje z mniejszych rzeczy.
Na przykład z tego, że w niedzielny wieczór nasza drużyna wróci na stare śmieci. Co prawda w swoim drugim domu, na Alfredo Di Stéfano, nie radziła sobie najgorzej dokładając w tym czasie do swojego dorobku jeden tytuł mistrza Hiszpanii, ale mimo wszystko nie ma to jak atmosfera Santiago Bernabéu, nawet nie do końca wypełnionego. Pierwszym rywalem, którego ugościmy tu ponownie, będzie Celta.
Podopieczni Ancelottiego dobrze rozpoczęli ligowy sezon. Po trzech kolejkach ligowych zajmują pierwsze miejsce w dwudziestozespołowym wyścigu o mistrzostwo. Nie można co prawda napisać, że lepiej być nie mogło, gdyż zespół zdążył stracić już dwa punkty remisując z Levante, ale jako że potknięcie zaliczył już każdy, to jakoś ten fakt jesteśmy w stanie przeboleć. Tym bardziej, że te 7 punktów zdobyliśmy wyłącznie na terenie rywali, w meczach wyjazdowych.
Klub z Vigo, w przeciwieństwie do naszego, sezon rozpoczął kiepsko. Drużyna ta wywalczyła tylko jeden punkt na dziewięć możliwych. O ile porażkę z pierwszej kolejki w starciu z mistrzem Hiszpanii można bez większego bólu zaakceptować, o tyle tylko 1 punkt zdobyty w grach z Osasuną i Athletikiem to już rezultat mocno rozczarowujący, zwłaszcza że podopieczni Coudeta nie zdobyli w tych dwóch meczach ani jednego gola. Jeśli wraz z upływem sezonu nie dojdzie do poprawy, to znów na mydleniu oczu kibicom Celty i obietnicach walki o powrót do europejskich pucharów się skończy, a nic z tego nie wyjdzie.
Brzmi to wszystko jak rozdawanie trofeów i miejsc pucharowych po trzech kolejkach. Oczywiście na to o wiele za wcześnie. W 2018 roku również sezon rozpoczął się dla nas znakomicie. Ba, nasza sytuacja 3 lata temu wyglądała jeszcze lepiej niż obecnie! Za Lopeteguiego udało się wywalczyć komplet punktów w pierwszych trzech meczach, 9/9, w dodatku wszystkich ówczesnych rywali, tj. Getafe, Gironę i Leganés nasz zespół pokonał bardzo pewnie, strzelając łącznie 10 goli, już bez Cristiano Ronaldo, a tracąc tylko 2. Jak się tamten sezon skończył, to niestety wciąż doskonale pamiętamy. Już w II dekadzie września 2018 skuteczność strzelecka zespołu zaczęła drastycznie spadać. Doszło do tego, że zaczęliśmy liczyć kolejne setki minut bez zdobytej przez Real Madryt bramki, co kosztowało wiele straconych punktów, więc baskijski trener szybko - już w październiku - stracił swoje ówczesne stanowisko. W I dekadzie marca było już pozamiatane we wszystkich rozgrywkach. To najlepszy dowód na to, że zbyt szybkie wpadanie w huraoptymizm nie ma sensu.
Czego można spodziewać się ze strony rywala? Jak i ze strony innych przeciwników - dużej motywacji, chęci sprawienia niespodzianki i wywalczenia zdobyczy punktowej w starciu z Realem Madryt. Taki wyczyn niemal zawsze gwarantuje obecność na pierwszych stronach dzienników sportowych przez co najmniej dwa dni, a poza tym trudno o lepszy impuls do poprawy. Musimy być czujni, bo o ile ma się nieodparte wrażenie, że siła kadry Celty rokrocznie w ostatnich latach jest przez wielu znacznie przeszacowywana, to jednak z pewnością są w lidze kluby dysponujące kadrą gorszą. W ubiegłym sezonie z podopiecznymi Coudeta wygraliśmy oba mecze - w rundzie jesiennej na Alfredo Di Stéfano 2-0, a w wiosennej na Balaídos 3-1. Celta jest jednak ostatnim zespołem, która zdołała zdobyć ligowy punkt na Santiago Bernabéu, w lutym 2020 roku remisując z koronowanym 5 miesięcy później mistrzem Hiszpanii na wyjeździe 2-2.
Nas w tę niedzielę usatysfakcjonują wyłącznie 3 punkty. Zastanawiamy się też, czy szansę na debiut - choćby kilkunastominutowy - otrzyma nasz nowy nabytek z Francji. Dwa tygodnie temu niektórzy już snuli rozmyślania o tym, jak tu zorganizować szumną prezentację Kyliana Mbappé w czasach pandemii. Po raz kolejny zastosowanie znalazło przysłowie "indyk myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli". Okazało się, że z naszych planów nici, przynajmniej w tym roku, ponieważ PSG zdecydowało, że swojej gwiazdy tego lata nie sprzeda. Rzutem na taśmę Realowi Madryt udało się jednak sprowadzić przeprowadzić jakikolwiek transfer, co ciekawe właśnie z Ligue 1 i choć nie jest to wyczekiwany przez wielu galáctico, w przeciwieństwie do byłego piłkarza AS Monaco, ale zawsze to jakiś powiew świeżości w drużynie. Chodzi oczywiście o Eduardo Camavingę sprowadzonego ze Stade Rennais, który od wczoraj trenuje z nowym zespołem i został już przez klub zaprezentowany. Tym samym nie ma żadnych przeszkód przed tym, aby mógł rozegrać chociaż kilkanaście minut przeciwko Celcie. My na debiut reprezentanta Francji rzecz jasna czekamy z niecierpliwością, ale decyzję o tym, kiedy przyjdzie na to właściwy moment, pozostawiamy osobie bardziej kompetentnej od nas, którą z pewnością jest Carlo Ancelotti. Miejmy nadzieję, iż Włoch w najbliższy weekend poprowadzi swój zespół na tyle dobrze, że w niedzielę idąc spać przed rozpoczęciem nowego tygodnia pójdziemy do łóżek zadowoleni z powodu drugiego z rzędu zwycięstwa Realu Madryt.
Sędzią głównym rywalizacji Realu Madryt z Celtą będzie w niedzielny wieczór José María Sánchez Martínez. Za liniami bocznymi poasystują mu Raúl Cabañero Martínez i José Gallego García, a zadania czwartego sędziego wykona Fernando Román Román.
Na sędziego VAR tego meczu wyznaczony został David Medié Jiménez, a na jego pomocnika José Luis González González.
Transmisja w Eleven Sports 1.
Real Madryt - RC Celta: 4. kolejka LaLiga 2021/2022, niedziela, 12 września 2021, godzina 21:00, Santiago Bernabéu.
Sędzia: José María Sánchez Martínez.
