Re: Florentino Perez
: czw cze 17, 2021 8:55 pm
Forum Realu Madryt - dla sympatyków Królewskich i nie tylko.
https://madridistas.pl/
Rozwinąłbyś myśl?Alternative pisze: ↑sob cze 26, 2021 8:23 am On nie rozumie piłki nożnej i tym wywiadem kolejny raz to potwierdził.
Niesamowite jak sobie ludzie potrafią wszystko wytłumaczyć, byle tylko wybronić Pereza. Nawet kozioł ofiarny się już znalazł.
Już abstrahując od tego, że nie zna się na kwestiach taktycznych, kto gdzie ma grać itp (na tym akurat nie musi), to nie rozumie istoty relacji klub - kibic. Dla niego kibic jest klientem. Ma przyjść, zapłacić za bilet, wpierdolić kiełbaskę i colę, a na koniec (lub na początku) kupić koszulkę i/lub szalik. Gondola. pisze: ↑sob cze 26, 2021 1:12 pmRozwinąłbyś myśl?Alternative pisze: ↑sob cze 26, 2021 8:23 am On nie rozumie piłki nożnej i tym wywiadem kolejny raz to potwierdził.
A gdzie ja bronię Pereza? Przeczytałeś chociaż wywiad? Bo tam jest wprost napisane o emeryturze prowadzącego. Chyba pora nauczyć się czytania ze zrozumieniem.hugh hefner pisze: ↑sob cze 26, 2021 1:43 pmNiesamowite jak sobie ludzie potrafią wszystko wytłumaczyć, byle tylko wybronić Pereza. Nawet kozioł ofiarny się już znalazł.
Hmm... to działa też chyba w drugą stronę. Wydaje mi się, że kiedyś piłkarze byli zdecydowanie bardziej przywiązani do klubów, w których grali. Klub był czymś więcej niż tylko nastawioną na maksymalizację zysków korporacją, w której najważniejsze są komputerowe analizy i tabelki w Excelu. Był personifikacją pewnych idei, wartości, wyrażał oczekiwania i nadzieje lokalnych społeczności. Przejście piłkarzy między dwoma zwaśnionymi klubami było niczym najwyższa zbrodnia, jaką można popełnić w świecie futbolu. Nikt nie stawiał klubowi ultimatum, sądząc, że może postawić siebie wyżej nad barwy i herb.Alternative pisze: ↑sob cze 26, 2021 2:30 pm Już abstrahując od tego, że nie zna się na kwestiach taktycznych, kto gdzie ma grać itp (na tym akurat nie musi), to nie rozumie istoty relacji klub - kibic. Dla niego kibic jest klientem. Ma przyjść, zapłacić za bilet, wpierdolić kiełbaskę i colę, a na koniec (lub na początku) kupić koszulkę i/lub szalik.
Otóż to. Pytanie, czy obecnie to nie są tylko puste słowa i czy futbol nadal jest "czymś więcej". Mając gigantyczną konkurencję (która jeszcze wezbrała na sile po pojawieniu się Internetu) w dużej grupie odbiorców, coraz rzadziej niosąc ze sobą jakąś "wyższą ideę" (no, może ci Kataluńcy i ich niepodległość, ale to i tak popłuczyny po dawnych atrakcjach). To nie jest Manchester lat 60., gdy piłkarzy jednej z najlepszych ekip w Europie mogłeś spotkać na ulicy czy w warzywniaku i spokojnie z nimi pogadać. Gdy nie było Internetu, a co za tym idzie nie było dostępu do niemal wszystkich meczów jakie rozgrywane są w tej chwili na całej kuli ziemskiej. Kluby to globalne korporacje dążące do maksymalizacji zysków, mające w swoich szeregach - w większości, oczywiście są wyjątki - najemników.A piłka zyskała taką popularność dlatego, że pozwolono fanom wierzyć, że to znaczy coś więcej.
Wiadomo, nie zawsze obserwowanie danego produktu wiążę się z kupnem i wspieraniem tegoż. Finansowo wraz z pojawianiem się Internetu pojawił się te problem "piracenia", który globalnym korporacjom przynosi gigantyczne straty (Microsoft, gry komputerowe itp.). Podobnie z meczami - skoro można odpalić strima i oglądać za darmo, to po co płacić kilkadziesiąt złotych miesięcznie (a często zdecydowanie więcej) za kilka rożnych platform (na jednej Serie A, na drugiej La Liga, na trzeciej Liga Mistrzów itp.).Druga rzecz, że on o kibicach, frekwencji i oglądalności myśli bardzo hmm... "płasko" - skoro Real ma 800 milionów obserwujących na social gównie, to to jest baza na której można zarabiać. Nie jest. Nie będę się bawić w procenty, bo nie robiłem badań, ale istotna część tych ludzi nie wyda na Real ani jednego euro przez całe swoje życie. Owszem, przeczytają jakiś artykuł, dają lajka, sprawdzą wyniki w weekend, pogadają o tym ze znajomymi, a nawet obejrzą czasami jakiś mecz o ile będzie za darmo w otwartej TV lub będzie dostępny w pakiecie, do którego mają dostęp (ale który wybrali z innych powodów), ale nie wykonają żadnego finansowego wysiłku, ponieważ ich poziom zaangażowania jest zbyt niski.
Wygląda na to, że szkoły są dwie:Kolejna sprawa, która pokazuje, że nie zna się na piłce, to fakt, że nie rozumie emocji jakie ona generuje i na których bazuje. A emocje są pochodną niepewności. Czy awansuje? Czy odpadnie już teraz? Czy utrzyma się w lidze? Czy zagra w pucharach? Itp. Dla kibiców superliga będzie mieć status rozszerzonego Audi Cup (grają najlepsi, a jakoś nie wzbudza to super zainteresowania, co nie?), bo to będzie turniej wykastrowany z najważniejszych piłkarskich elementów - czysto sportowej rywalizacji i niepewności w efekcie. Ot, zabetonowanie szczytów piłkarskich, bo się kilku zramolałym dziadom nie podoba, że pojawili się więksi i oni już nie mogą rozstawiać wszystkich po kątach, jak to robili przez lata, a zarazem zarządzali tak wybitnie, że brakuje im teraz setek milionów euro. Ale kibiców na poziomie emocjonalnym to wali. Dla nich to będzie turniej towarzyski. A turnieje towarzyskie wzbudzają zainteresowanie i zaangażowanie tylko u skrajnych fanatyków piłki nożnej i/lub danych zespołów. Prestiżu się nie nadaje wedle własnego widzimisię, prestiż się zdobywa. Kropka.
Oczywiście, ale zauważ od czego się zaczęło. To kluby traktowały własnych piłkarzy jak szmaty. Tego wymienimy, tego sprzedamy, ten za stary, ten za słaby. Nie chodzi o to, aby trzymać na siłę w pierwszym składzie kogoś kto odstaje poziomem, ale o zachowanie pewnej elementarnej lojalności. Natomiast kluby mają mentalność Kalego - gdy im na piłkarzu zależy, to najlepiej, aby podpisał długi kontrakt poniżej kwot oferowanych na rynku, ale jak robi się zbędny, to najlepiej, aby ten sam kontrakt rozwiązał za porozumieniem stron lub zgodził się na sprzedaż i obniżkę zarobków w nowym klubie. Ja uważam, że kontrakty należy przestrzegać i dotyczy to obie strony. Dlatego zawsze hejtowałem piłkarzy, którzy wymuszali transfery i tak samo będę hejtować kluby, które chcą schodzić z niechcianych kontraktów kosztem zawodników. Trzeba myśleć przed i ponosić konsekwencje za własne decyzje.Gondola. pisze: ↑sob cze 26, 2021 5:16 pm Hmm... to działa też chyba w drugą stronę. Wydaje mi się, że kiedyś piłkarze byli zdecydowanie bardziej przywiązani do klubów, w których grali. Klub był czymś więcej niż tylko nastawioną na maksymalizację zysków korporacją, w której najważniejsze są komputerowe analizy i tabelki w Excelu. Był personifikacją pewnych idei, wartości, wyrażał oczekiwania i nadzieje lokalnych społeczności. Przejście piłkarzy między dwoma zwaśnionymi klubami było niczym najwyższa zbrodnia, jaką można popełnić w świecie futbolu. Nikt nie stawiał klubowi ultimatum, sądząc, że może postawić siebie wyżej nad barwy i herb.
Dziś mamy Ramosa...
Oczywiście, że to są puste słowa i coraz więcej ludzi to dostrzega. Kluby i piłkarze coraz bardziej oddalają się od kibiców, więc kibice zaczęli zajmować się swoim życiem, to normalne. Do tego lockdowny też trochę przeorały nastawienie ludzi, doszło do rekalkulacji różnych wartości i ten piłkarski balon zwyczajnie został przekłuty.Otóż to. Pytanie, czy obecnie to nie są tylko puste słowa i czy futbol nadal jest "czymś więcej".
Ale to właśnie takie Perezy hodują tych najemników i uczą ich, że to jedyna słuszna droga dla nich. Nie warto być lojalnym, iść klubowi na ustępstwa, rezygnować z większych zarobków w innym klubie, bo gdy będziesz stary, to potraktują Cię jak zużytą szmatę. Co Real zrobił z Hierro? Skurwysyństwo. Z Moratą? Odkupili go tylko po to, aby zaraz sprzedać drożej, bo w międzyczasie jego wartość rynkowa wzrosła bardziej. Klub potraktował wychowanka jak dziwkę na arabskim targu. Oczywiście nie tylko Real się w tym specjalizuje, ale to temat o Perezie, więc podaję przykłady, które dotyczą Pereza. Nie ma co się wściekać na piłkarzy, że zachowują się jak najemnicy, bo tak naprawdę kluby na własne życzenie stały się zwykłym miejscem pracy, nie prezentując sobą nic szczególnego, nic wyróżniającego względem innych klubów.Mając gigantyczną konkurencję (która jeszcze wezbrała na sile po pojawieniu się Internetu) w dużej grupie odbiorców, coraz rzadziej niosąc ze sobą jakąś "wyższą ideę" (no, może ci Kataluńcy i ich niepodległość, ale to i tak popłuczyny po dawnych atrakcjach). To nie jest Manchester lat 60., gdy piłkarzy jednej z najlepszych ekip w Europie mogłeś spotkać na ulicy czy w warzywniaku i spokojnie z nimi pogadać. Gdy nie było Internetu, a co za tym idzie nie było dostępu do niemal wszystkich meczów jakie rozgrywane są w tej chwili na całej kuli ziemskiej. Kluby to globalne korporacje dążące do maksymalizacji zysków, mające w swoich szeregach - w większości, oczywiście są wyjątki - najemników.
I to jest coś co Perez powinien w swoich kalkulacjach uwzględnić, a nie napalać się na 4 mld euro rocznie w ramach superligi.Wiadomo, nie zawsze obserwowanie danego produktu wiążę się z kupnem i wspieraniem tegoż. Finansowo wraz z pojawianiem się Internetu pojawił się te problem "piracenia", który globalnym korporacjom przynosi gigantyczne straty (Microsoft, gry komputerowe itp.). Podobnie z meczami - skoro można odpalić strima i oglądać za darmo, to po co płacić kilkadziesiąt złotych miesięcznie (a często zdecydowanie więcej) za kilka rożnych platform (na jednej Serie A, na drugiej La Liga, na trzeciej Liga Mistrzów itp.).
Pierwsza szkoła bazuje na kilku błędnych założeniach. Chociażby, że zainteresowanie widzów zależy wyłącznie od klubów, a nie od rozgrywek. Kluby nadają prestiż rozgrywkom, a rozgrywki dają prestiż klubom, które w nim uczestniczą. To działa w dwie strony. Nie wystarczy powiedzieć "to jest superliga, grają tu najwięksi, więc jesteśmy najbardziej prestiżowi". Jeżeli kibice nie odczują ładunku emocjonalnego w czasie rozgrywek, to nie będzie to mieć prestiżu. A nie będzie tych emocji, bo wiadomo kto tam zagra, wiadomo, że nikt nie spadnie i formuła sama w sobie wygląda na nudną (dużo meczów w dużych grupach o nic). To tak samo dotyczy piłkarzy. Nie da się wykrzesać z siebie takiego zaangażowania w meczu bez stawki, jak w meczu, w którym przegrywający odpada. Tzn. ok - jednostki to potrafią, ale po większości będzie widać, że im nie zależy, bo mecz nie ma stawki. Do tego historia rozgrywek. Liga Mistrzów ma mocny bagaż historyczny i to jest również kapitał tych rozgrywek jeżeli chodzi o budowanie prestiżu.Wygląda na to, że szkoły są dwie:
Pierwsza - wyselekcjonowanie 20 elitarnych zespołów Starego Kontynentu podniesie prestiż rozgrywek, zamiast "podziwiać" wątpliwe widowiska pokroju Salsburga z Brugge czy Celty z West Hamem obejrzymy supershow z najbardziej medialnymi, najpotężniejszymi drużynami. Będzie to produkt premium. Chleb i igrzyska dla masowego widza.
Druga - poziom sportowy uczestników, którzy zgadali się i rozdali między sobą złote bilety wstępu na tę "elitarną" imprezę jest mimo wszystko wątpliwy (Juventus? Arsenal? Tottenham?). Superliga będzie zarżnięciem ruchu "against modern football", kompletnym pogrzebaniem jakichkolwiek resztek piłkarskiego romantyzmu i zabetonowaniem klubowej sceny na wiele lat. Wąskie koło wzajemnej adoracji, liczące mamonę i redukujące 90% europejskich drużyn do roli "dostarczycieli potencjału ludzkiego". Może i będzie tu piękno, ale szybko się ono znudzi i spowszednieje, a szans na niespodzianki pokroju maluczkich wyrzucających z rozgrywek gigantów - nie będzie.
Pisałem w innym temacie - gdyby to prezes Bayernu wyszedł i zaproponował superligę, mówiąc, że piłce grozi śmierć, to ok - trzeba się temu przyjrzeć. Ale to padło ze strony pajaców, którzy wygenerowali razem miliardy euro długu. Przecież z jednej strony Laporta pierdoli o śmierci futbolu, a z drugiej nie potrafi podać ile długu ma Barca, bo nie potrafią się doliczyć. I ok, za ten dług nie on odpowiada, ale może niech te durnie najpierw ogarną własną kuwetę, a później zajmą się zmianami całej piłkarskiej Europy. Teraz to jest komiczne.Cóż, prawda jest taka, że młody człowiek coraz częściej ma piłkę nożną poza listą priorytetów. A odpływ potencjalnych kibiców to odpływ potencjalnych pieniędzy, których będzie brakować coraz bardziej, wraz z samonakręcającą się bańką zachłanności finansowej (większe pensje, większe nakłady na transfery, kolejne rekordy). Najwięksi (którzy jednocześnie mają najwięcej do stracenie) musieli działać i zadziałali, a to, czy był to ruch słuszny i udany, pozostawiam do oceny każdemu we własnym zakresie.
Moim zdaniem nie ma. I wyciąga błędne wnioski. Piłka nożna traci zainteresowanie młodych ludzi, bo od tych młodych ludzi ucieka, a jednocześnie chce na nich zarabiać. Najpierw sprzedali wszystkie turnieje do płatnych platform na wyłączność, windując stawki które są poza zasięgiem przeciętnego młodego człowieka, a później płaczą, że oglądalność padła. Najpierw wywalają na ryj klubowe legendy albo handlują między sobą klubowymi gwiazdami, a później płaczą, że kibice przestali się utożsamiać z klubem. No Nagroda Darwina po prostu.I Perez ma trochę racji, diagnozując problem z utratą zainteresowania przez młodych kibiców, z odjeżdżającą finansowo z Premier League, z dużą liczbą meczów niskiej jakości, z gnuśnością UEFY, które jest skorumpowaną i skostniałą organizacją, niechętną na zmiany.
Według danych z pięciu największych krajów Unii Europejskiej – Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch i Polski – mecz otwarcia (Włochy–Turcja) oglądało 45 proc. mniej widzów niż spotkanie inaugurujące turniej pięć lat temu (Francja–Rumunia).
Ceny pakietów nie mają tu nic do rzeczy, bo mecze było transmitowane w otwartych i darmowych TV. Można było zobaczyć je też na komputerach, tabletach, komórkach za pomocą aplikacji z internetem, bez dostępu do sygnału tv.Przegrany przez Polskę mecz ze Słowacją na Euro 2020 oglądało w telewizji średnio 7,5 mln widzów - podają Wirtualnemedia.pl. Widownia spotkania była o wiele mniejsza niż pierwszego meczu Polaków na poprzednich Mistrzostwach Europy. Dla porównania pierwszy mecz Polaków podczas poprzednich Mistrzostw Europy w 2016 r. w piłce nożnej - stracie z Irlandią Północną przyciągnęło przed ekrany telewizyjne średnio 12 mln widzów.
Jakie gówno? Gdyby nie nowy format to pewnie tacy Czesi czy Duńczycy nie znaleźliby się na Euro, a teraz śmiało można ich mianować sensacją turnieju. Co jak co, ale zwykli i bezstronni widzowie lubią takie historie. Nie mówiąc już nawet o tym, że zwykły Janusz nawet nie wie ile kiedyś drużyn grało na Euro. Może będzie kojarzyć, że nie było 1/8 finału, ale teraz dzięki temu ma więcej ciekawszych meczy do oglądania.Alternative pisze: ↑ndz cze 27, 2021 4:03 pm W dodatku, to jest drugie Euro w nowej rozszerzonej formule i to też trzeba uwzględnić, że ten spadek może być podyktowany właśnie tym, że za pierwszym razem ta formuła mogła jeszcze wywoływać zainteresowanie jako coś nowego, ale teraz, gdy już wiadomo, że to jest gówno, to wiele osób to olało.
To nie jest prawda. Dania czy Czechy to etatowi uczestnicy Euro od dawna.Gdyby nie nowy format to pewnie tacy Czesi czy Duńczycy nie znaleźliby się na Euro
Jest takie powiedzenie "lepsze jest wrogiem dobrego". Format 16/4 działał doskonale i nie było żadnego racjonalnego powodu, aby go zmieniać. Był idealnym balansem między liczbą uczestników, a ich poziomem. Było przejrzyście i konsekwentnie - w każdej fazie odpada połowa uczestników. I najważniejszy był sport - jak ktoś przegrał 2 mecze, to musiał liczyć na cud (który chyba się nigdy nie zdarzył), aby zająć drugie miejsce. Teraz to mi bardziej przypomina wiejskie dożynki - nieważny poziom, nieważny wynik, porażka to nie problem, bo najważniejsza jest ka...zabawa! I w sumie będzie śmiesznie, gdy się okaże, że zamiast więcej kasy, to te rozszerzone turnieje zaczną przynosić mniej kasy, bo oglądalność poleci na ryj. Na razie tłumaczę to sobie luzowaniem po lockdownie - ludzie zajmują się teraz ratowaniem biznesów albo jadą odpocząć (ci którzy nie muszą nic ratować), a nie oglądaniem piłki, ale jeżeli następne Euro nie wróci do wcześniejszej oglądalności, to może do leśnych dziadków dotrze, że nic nie rośnie w nieskończoność, przychody też nie.lukexpl pisze: Oczywiście również bym chciał, żeby z grup wychodziły 2 najlepsze zespoły, ale faza 1/8 finału nie jest wtedy możliwa.